Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/302

Ta strona została skorygowana.

Młoda towarzyszka staruszka wydała także głośny okrzyk zadziwienia, a wszystko troje na kilka chwil tak mocno zamilkli, że podsłuchujący Noa wyraźnie ich oddech przyśpieszony mógł słyszeć.
— Mnie się zdaje, że go znam, — odpowiedział staruszek obojętnie, przerywając milczenie. — Stósownie do twego opisu, powinienbym go znać w istocie. Zobaczemy jednak. Wszak bardo wiele ludzi, zupełnie sobie obcych, jednak do siebie jest podobnych,.... być może zatém, że to nie ten sam, co ja myślę.
Staruszek wyrzekłszy to z udaną obojętnością, cofnął się w tył parę kroków, nachylił nad poręcz murowaną, i szepnął z cicha do siebie, tak że ukryty Noa, o parę stóp tylko od niego oddalony, bardzo wyraźnie następne słowa mógł usłyszeć:
— To on z pewnością być musi!
— A teraz, — rzekł głośniéj, zbliżywszy się jednak napowrót do Rózi i Nancy, — do czego innego. Uczyniłaś nam bardzo ważną przysługę młoda dziewczyno, a my byśmy chcieli wdzięczność naszą za to ci okazać. Powiedzże nam, czém ci usłużyć możemy?
— Niczém, — odpowiedziała Nancy.
— Nie spodziewam się, aby to twoją odpowiedzią ostateczną być miało? — odparł staruszek z taką uroczystością i tkliwą szczerością, żeby głos jego najzatwardzialsze serce był zmiękczył. — Rozmyśl się dobrze i powiedz mi, czego sobie życzysz?
— Niczego panie, — odpowiedziała dziewczyna płacząc. — Pan nic dla pomocy mojéj uczynić nie możesz. Dla mnie już niema żadnéj nadziei.
— Ty się sama wszelkiéj nadziei wyrzekasz, —