— Jaki? — odparła dziewczyna. — Chciéj spojrzyć przed siebie luba panno. Rzuć okiem na te ciemne, mętne tonie. Ileż to razy czytasz w dziennikach o istotach nieszczęśliwych, takich jak ja, które się w rzekę rzucają i topią, nie zostawiając po sobie żadnego żalu, żadnéj istoty żyjącéj, któraby je opłakiwała, lub przynajmniéj za nimi westchnęła. Być może, iż lata jeszcze przejdą, a może już tylko miesiące, tygodnie, lecz w końcu ta sama śmierć i mnie oczekuje.
— O proszę, błagam cię, niemów nam o tém! — odparła Rózia z płaczem rzewnym.
— Takie okropności nigdy już więcéj uszu twoich nie dojdą, droga panno, a Bóg niech cię uchowa, aby taka zgroza!.... Dobra noc! dobra noc! — dodała boleśnie dziewczyna.
Staruszek się odwrócił.
— Oto jest kieska, — zawołała dziewczyna, — uczyń to dla mnie, i przyjmij ją odemnie, abyś kiedyś w godzinę niedostatku, nędzy, potrzeby, jaką taką pomoc miała.
— Nie, nie, — odpowiedziała dziewczyna. — Ja tego nie uczyniłam dla pieniędzy. O proszę mi to pocieszenie przynajmniéj zostawić. Jednak proszę o jaką pamiątkę,.... coś takiego, coś panna przy sobie nosiła..... Coś koniecznie mieć muszę,.... nie, nie,.... tylko nie pierścionek,...... raczéj rękawiczki lub chusteczkę małą,...... coś, cobym przy sobie ukryć mogła na pamiątkę, żeś to nosiła, droga, luba panno! Tak!.... Niech was pan Bóg błogosławi!.... Bywajcie państwo zdrowi! Dobra noc! dobra noc!
Wzburzenie gwałtowne téj dziewczyny i obawa,
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/305
Ta strona została skorygowana.