Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/326

Ta strona została skorygowana.

Zaczął tedy napowrót uciekać, nie mając na tyle odwagi, aby kogoś o kawałek chleba lub łyk wody poprosić, lubo już od kilkunastu godzin nic w gębie nie miał, czémby się mógł był pokrzepić,.... i raz jeszcze w pola się udał, niewiedząc, w którą stronę się ma zwrócić.
Mile całe zbiegał po polach i zawsze w to samo miejsce wracał; już i rano minęło i wieczór się zbliżał, a on ciągle to w tę to w ową stronę się błąkał, krążył, lecz jakby zaczarowany, na tyle sił nie miał, aby się z tego zaklętego koła wydobyć, które go niby góra magnesowa zawsze w jedno i to samo miejsce przyciągało. Nakoniec jednak zebrał wszystkie swoje siły i udał się ku Halfield.
Było to może koło dziewiątéj godziny wieczorem, kiedy ten człowiek znużony, wraz z psem zmęczonym, spienionym, kulejącym od tak niezwykłéj gonitwy, z małego wzgórza koło kościoła téj cichéj wioseczki schodził, i wlokąc się z wolna tą małą uliczką, do lichéj karczminy udał, któréj światło z daleka widne, krokami jego kierowało.
W izbie szynkownéj płonął ogień na kominku, a kilku włościan siedziało koło niego i piło. Na widok nieznajomego gościa zrobili mu przy sobie miejsce, lecz on usiadł w najciemniejszym i najodleglejszym kącie izby, jadł i pił sam jeden, czyli raczéj wraz z psem swoim, któremu co chwila kawałek mięsiwa rzucał.
Rozmowa zgromadzonych rolników zwróciła się na sąsiednie wioski, pola i zagrody, rozmawiano o roli, uprawie i tém podobnych rzeczach gospodarskich, a gdy w końcu i tego wątku nie starczyło, zaczęto rozprawiać o wieku pewnego staruszka, którego zeszłéj