Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/332

Ta strona została skorygowana.

wolnym powiewem wiatru nigdy na mocy nie zyskującego, ani też nietracącego.
Czasami z rozpaczą się obracał, mając stanowcze przedsięwzięcie widmo to od siebie spłoszyć, gdyby go nawet wzrokiem swoim zabić miało; lecz włosy mu wtedy na głowie powstawały, a krew się mu lodem w żyłach ścinała, gdyż ono z nim się zarówno obróciło, trzymając się ciągle w tyle niego. Rano ono widział ciągle przed sobą,.... a teraz,... wieczorem,... niezmiennie za nim się wlokło.
Niemogąc się go pozbyć, oparł się plecami o ścianę stromego rowu, lecz i to mu nic niepomogło; czuł bowiem, że ono się nad nim unosi, i w zarysach widocznych na zimnym, nocnym błękicie odbija..... Rzucił się na gościniec,.... legł plecami na drodze,.... lecz ono mu stanęło u głowy, milczące, głuche, nieruchome, niby nagrobek kamienny z napisem krwawym.
Niechaj nikt niemyśli, iż zbójca sprawiedliwości i zemście niebios ujść może, a Opatrzność boska śpi lub o nas się nie troszczy. Sikes, morderca, doznawał w jednéj chwili stokrotnie wszelkie boleści i męczarnie gwałtownéj śmierci.
W polu dostrzegł szopę słomianą, która mu ochronę i spoczynek nocny obiecywała.
Przed drzwiami téj szopy stały trzy wysokie topole, które ciemność wewnątrz panującą jeszcze bardziéj powiększały, a wiatr szumiał ponuro, smutno, okropnie pośród ich liścia. Niepodobna mu było aż do świtu po polu się ustawicznie błąkać, sił mu już na to niestarczało,.... usiadł sobie zatém tuż pod ścianą,.... aby się stać pastwą nowych męczarni.