W kramach i sklepikach można widzieć żywności najlichsze, najgorsze i najplugawsze; ubiory stare, wytarte, łachmany prawdziwe wiszą w sklepach tandyciarzy, powiewają na oknach i drzwiach ich jam i pieczar.
Tłumy zbite robotników bez roboty, rębaczy bez zarobku, drążników bez ciężarów, węglarzy bez węgli, kobiet obszarpanych, bezczelnych, dzieci nędznych, łachmanami pokrytych, słowem ludzi do właściwego wyrzutu ludności nadbrzeżnéj Tamizy należących, utrudzają nieskończenie idącemu drogę; widok rzeczy najobrzydliwszych, zapach cuchnący z pobocznych uliczek i przechodnich sieni w prawo i lewo się rozchodzący, razi nieprzyjemnie oko i nos, a turczenie, dźwięczenie ciężkich wozów, rozwożących skrzynie i paki olbrzymie towarów ze składów nadbrzeżnych do miasta, w każdym kąciku prawie słyszeć się dające, powiększa ten gwar i wrzawę nieustannie tutaj panującą, i zagłusza człowieka.
Jeżeli się nakoniec przez ten tłum i gwar przebić uda, i dojdzie do najodleglejszych, najbezludniejszych uliczek i zakątków z tych wszystkich, przez które się dotąd przechodziło, otaczają nas po obu stronach ulicy domy liche spustoszałe, zapadające się i na ulice pochylone ściany, mury popękane, popadane, co chwila upadkiem grożące, kominy, na pół już poburzone, okna powybijane, pozalepiane, deskami lub téż prętami żelaznemi, z rdzy, brudu na pół już zjedzonemi pozabijane, i wszelkie oznaki ubóstwa, zniszczenia i zaniedbania, jakie tylko wyobraźnia najbujniejsza przedstawić sobie może.
W takiém to sąsiedztwie, z tamtéj strony Dockhead
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/359
Ta strona została skorygowana.