stkim wiadome było, że ta podróż teraźniejsza zdążała jedynie do uzupełnienia tego dzieła, które tak dobrze i pomyślnie rozpoczęto, cała ta sprawa taką jednak tajemniczością i wątpliwością osłoniona była, że ich ciekawość i niepewność największa jeszcze udręczała.
Tenże sam tkliwy przyjaciel przeciął za pomocą poczciwego pana Losbern drogę wszelkim wiadomościom, któreby ich z wypadkami ostatniemi i groźnemi obznajomić były mogły.
— Prawda, — rzekł, — że oni się o wszystkiém czy to prędzéj, czy późniéj dowiedzieć muszą, wolemy jednak oczekiwać na to pomyślniejszego czasu, tak żeby im ta wiadomość za nadto przykrą i boleśną się niestała.
Tak więc cicho, w najgłębszém milczeniu jechali, każde zajęte myślami swojemi o tym przedmiocie, który ich tutaj razem sprowadził, a żadne niewyjawiające tych myśli, które się nad wszystkiemi unosiły.
Jeżeli zaś Oliwer śród tych okoliczności milczał, jadąc do swego rodzinnego miejsca gościeńcem, którego nigdy niewidział, ileż natomiast wspomnień dawniejszych czasów przez jego pamięć przebiegnąć, ile uczuć burzliwych w jego piersi obudzić się musiało, gdy się nakoniec na drogę zwrócili, którą niegdyś jako biedny, żebrzący chłopczyna, piechotą przebył, niemając nigdzie ani jednego przyjaciela, któryby mu chciał był pomoc udzielić, lub też kącika, w którymby głowę swoję mógł był złożyć.
— Chciéj panna oto popatrzeć, tam!.... tam!.... — zawołał biedny chłopczyna, chwytając żywo Rózię za rękę, i wskazując przez okienko od powozu; — oto
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/381
Ta strona została skorygowana.