Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/383

Ta strona została skorygowana.

dobrze, jak to i ze mną było. Kiedym uciekał w świat on rzekł do mnie: niech cię pan Bóg błogosławi! — zawołał chłopczyna z wybuchem czułego wzruszenia; — a ja teraz na odwet do niego powiem: niech ciebie teraz pan Bóg błogosławi, i pokażę mu, jak go mocno za to kocham.
Gdy się nakoniec już i do miasta zbliżyli, i w jego ciasne uliczki zapuścili, niepodobna było tak łatwo zachwycenie radośne chłopczyny w karbach przyzwoitych utrzymać.
Otóż był dom pana Sowerberry, przedsiębiorcy pogrzebów, taki sam jak był zawsze, tylko się mu już teraz trochę mniejszy i nie tak okazały wydawał, jak sobie go niegdyś przypominał,.... i wszelkie tak dobrze mu znane sklepy i kramy, z któremi się zawsze jakaś pamiątka dla niego łączyła,.... i wózek Gamfielda, ten sam wózek, którym od tak dawna już jeździł, stojący przed drzwiami znanéj mu gospody,.... i dom roboczy, owe więzienie smutne z dawniejszych czasów jego młodości, ze swemi brudnemi, ponuremi oknami od ulicy kratą żelazną ochronionemi,.... i ten sam chudy, wygłodniały odźwierny, stojący przy bramie, na którego widok Oliwer mimowolnie się wzdrygnął, a potém roześmiał, że jest tak szalonym, potém rozpłakał i znów się roześmiał,.... mnóstwo twarzy we drzwiach i oknach, których tak dobrze znał i pamiętał,.... wszystko prawie w tymże samym stanie zastał, jakby to miasto wczoraj dopiero był opuścił, a całe jego życie przez te kilka ostatnich miesięcy snem tylko przyjemném było.
Lecz ono było szczerą, prawdziwą, radośną rzeczywistością.