Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/412

Ta strona została skorygowana.

Dzień minął... dzień! to niebył wcale dzień! zaledwie zeszedł, już zginął,.... a noc powtórnie nadeszła;.... noc tak długa, a jednak tak krótka!.... długa, przez swoje okropne milczenie,.... a krótka, przez swoje tak szybko jedna za drugą goniące godziny!
Jednéj godziny ten nędznik od siebie odchodził i najstraszliwsze bluźnierstwa miotał; drugiéj zaś wył z rozpaczy i włosy sobie rwał z głowy.
Staruszkowie czcigodni, starsi jego wiary przyszli do niego, aby się z nim pomodlić,.... ale on ich wszystkich z przekleństwem na ustach z więzienia powypędzał. Oni usiłowania swoje powtórzyli, lecz groźbom jego ustąpić musieli.
Już sobota wieczór!.... już tylko noc jedna jeszcze do życia mu pozostaje.... a gdy mu to na myśl przyszło, dzień nowy już zaświtał: Niedziela!
Wieczorem dopiero tego dnia ostatniego, okropnego, uczucie pognębiające, porażające, o tym stanie jego niebezpiecznym żadnéj nadziei mu niezostawiającym serce jego przejęło i rozpaczą napełniło;.... ta okoliczność nieprzyszła mu dla tego na myśl, aby kiedykolwiek najmniejszą nadzieją łaski się był pieścił, nie,,.... lecz z téj przyczyny, że nigdy jeszcze na tyle sił niemiał, aby o podobieństwie zakończenia życia tak wcześnie jasno był mógł pomyśleć.
On bardzo mało rozmawiał z tymi dwoma ludźmi, którzy na przemian przy nim czuwali, a oni też nie wiele na niego zważali, i nie wiele pracy sobie dodawali, aby uwagę jego wzbudzić.
Dotąd siedział czuwając, lecz czuwając marzył.
Ale teraz co chwila się zrywał, i biegał po więzie-