— Żywo, żywo! teraz czas, — wołał Żyd. — Cicho, cicho, tylko nie tak powoli! Śpieszniéj! śpieszniéj!
Lecz dozorca chwycił go za barki, i uwolniwszy Oliwera od jego uściśnięcia, przytrzymał go na miejscu. On się zaczął rzucać, wyrywać, pasować z siłą rozpaczy, i wrzasnął kilka razy tak przeraźliwie, że głos jego przez te na kilka łokci grube mury się przedarł, i w uszach brzmiał, dopokąd się na świeże powietrze nie dostali.
Długo jeszcze czasu minęło, nim więzienie opuścić byli w stanie, gdyż Oliwer omal nie zemdlał na ten widok okropny, i tak na siłach osłabł, że więcéj jak godzinę odpoczywać musieli, nim się na nogach mógł utrzymać.
Już świtać zaczynało, kiedy więzienie opuszczali. Koło więzienia już się wielka ilość ludu zgromadziła; okna były zapełnione ludźmi palącemi fajki i grającemi w karty dla zabicia czasu; tłumy całe się cisnęły, potrącały, krzyczały, kłóciły i żartowały.
Naokoło obraz życia, wesołości,... w samym środku tylko była gromada bardzo smutnych i złowieszczych przedmiotów,... czarne rusztowanie, szubienica, stryczek i inne okropne narzędzia śmierci.