Strona:PL Oppman Artur - Monologi II.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.
O fałszywości rodu niewieściego
MONOLOG IMĆ PANA ZAGŁOBY.




Każda podwika fałszuje a kręci,
Gacha po gachu puszczając z pamięci,
Dzisiaj cię kocha, jutro zapomina, —
Oddałbym wszystkie za antałek wina!
Ród niestateczny i paskudnie płochy,
Wiecznie płci męzkiej czyni srogie fochy,
Kto się wda z niemi, ten przypłaci zdrowiem,
Jakie to ptaszki — w dalszym ciągu powiem.

Ledwo mi zaczął wąs się sypać krzynę
Poznałem Kundzię, jak łania dziewczynę,
Ślépki by tarki, usta jako wiśnie,
A co za ogień! Niech ją Tatar ściśnie!
Ta Kundzia tedy, z fraucymeru panna,
Tak mi jaśniała, jak gwiazda poranna,
W sercu afekta kłuły mnie nieznośnie,
A zaś po nocach śniłem wielce sprośnie!

Raz ją zdybałem w sadzie, między drzewy,
Właśnie słowiczek zaczął swoje śpiewy,
Człowiek był młody i głupi, bo młody,
Ona tak cudna, tak wdzięcznej urody,