nad zgubą stanu szlacheckiego.
Dawniej to były bogate szlachcice, co to hulali, aż się śmiała dusza! Ot, pan Zagłoba: za miodu szklanicę, choć ostatniego zastawiał kontusza!... A przepił kontusz, to żupan zdejmował, i pił z kompanią, bo był szlachcic szczery! Nic się nie pytał, nic się nie rachował, a czasem nawet ściągnął hajdawery...
On do butelki pełen był odwagi, więc go się żadne nie czepiały troski, i siedział u mnie prawie że pół nagi, aż go wykupił pan Wołodyjowski.
Dzisiaj, na świecie wszystko się zmieniło, a czy jest lepiej, niechże mi kto powié? Szlachcic dziś wodę zapija, aż miło! nie da zarobić biednemu żydkowi. Aż mi na brodę łza z oka upada, gdy mi się zacna przypomni osoba. Wiwat! karmazyn z dziada i pradziada, prawdziwy szlachcic! wielmożny Zagłoba!