Strona:PL Oppman Artur - Monologi II.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

Nalawszy tedy starki (która na podziw przednia była, smak, zapach i kolor cudny bardzo mając, począł pan Zagłoba cmoktać ją rozważnie, by zaś w grzech nie popaść i tak mi rozpowiadał.



CZĘŚĆ III.




Gdy tedy nieboszczyk pan Michał Wołodyjowski bohaterską śmiercią w Kamieńcu cessit, jako to jegomość panu z Xiąg Wielmożnego Pana Henryka Sienkiewicza, klejnotu zacnego „Oszyk“, wiadomo, casus ów fatalis ściął mnie na razie z nóg tak, żem jako dziad wyglądał, na nowicyuszki nawet gładkie, (ile żem w klasztorze mieszkał) nie zerkając; żal okrutny tarmosił serce moje, a zwłaszcza, gdym patrzył na boleść onego hajduczka najmilejszego, która zgoła się zapamiętała w żałości swojej, jeść ani — o zgrozo! — pić nic nie chcąc, aby rychlej mizernego żywota dokonać. Co ja widząc, począłem po fortele do głowy sięgać, w ktore mam rozum wielce okwity, tak, że mnie w całej tej Rzeczypospolitej naszej Ulissesem polskim nazywano. Pomyślawszy tedy małowiele, zaraz po zacnym pogrzebie pana Michałowym, którą to uroczystość Jaśnie Wielmożny marszałek wielki koronny Jan Sobieski uświetnił, zgoliłem brodę, uczerniłem wąsy i przyodziawszy się wspaniale, a z gustem, jąłem — no! zgadnij waćpan! — jąłem palić koperczaki do gładkiej onej wdówki. Wiesz to waćpan, żem zawsze miał do niewiastek szczęście, a z przyrodzenia gładkość i gorącą krew mając, mnostwom figli napłatał. Znał mnie Rex nieboszczyk Ioannes Casimirus,