Strona:PL Oppman Artur - Monologi II.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

Za Warszawę gaszek wali,
By pomarzyć o Amalii,
Wśród słowiczych pień!

Pedałuje aż
Zsiniała mu twarz,
Pika nogą lewą, prawą,
Już pięć mil jest za Warszawą,
Bo ma przecie „casz.“

A wtem patrzy: wieś
Pędzi Wojtek, Grześ,
Kuba, Jontek i Bartłomiéj
Obowiązków swych świadomi
Krzyczą: — „Weź go! weź!“

Zleciały się psy
Wyszczerzają kły,
Cap za łydkę, cap gdzieindziej,
Aż wywalił się asindziej,
Że aż piasek drży.

Zacne kmiotki w lot
Zbiegły się do psot:
Bartek, co ma gładkie lico,
Czule trącił go kłonicą,
Leciutką jak młot.

Kuba niby nic,
Bo to jeszcze fryc:
Tylko pięścią tknął się gęby
I trzonowe cztery zęby
Wnet ze szczęki: hyc!

Gach nie poznał się
Na tych żartach: fe!