Strona:PL Oppman Artur - Monologi II.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

Aż nań wodę leli z cebra:
Miał złamane coś trzy żebra:
Jeszcze nie tak źle!

Minął krótki czas
Ów już z łóżka zlazł,
Znów podpisał jakiś papier
I niemiecki kupił rapier...
Sport mu w głowę wlazł.

Robi: szach! szach! szach!
Że aż zbiera strach —
Umie stawać już w ordynku,
Właśnie jak do pojedynku —
Taki sprytny gach!

Aż raz mistrz mu rzekł:
— „Dzielny z ciebie człek
Więcej uczyć cię — daremno,
Więc się jeszcze sprobój ze mną.“
Na to młodzian: — „Tek!“

Wzniósł do góry broń,
Aż mu chrzęsła dłoń,
On się broni, mistrz naciera,
Błyskawicą blask rapiera
Oświetla im skroń!

A w tem przykra rzecz,
Maska spada precz,
A zawzięty mistrz w zapale
Nie uważa na to wcale
Wrzeszcząc: — Siecz mnie, siecz!

Gach wymierza cios —
Ach! okropny los!