Cały zamek śpi królewski, głucha cisza dookoła, już królewna nie zanuci, król na służbę nie zawoła.
Jakby wymarł zamek cały, taki smutek stamtąd wieje, i nikt nie wie w całym świecie, że czarami to się dzieje.
Rok już minął, minął drugi, potem trzeci i dziesiąty, bujnym chwastem zarastają na podwórzu wszystkie kąty.
Ogród w puszczę się zamienił, gęste drzewa szumią w okół i dolecić tam już może tylko orzeł, albo sokół.
A w dodatku u wrót zamku czuwa srogi smok-poczwara, z wielkiej paszczy zakrwawionej płomienista bucha para. Oczy płoną jako węgle, a ma smok ów łbów dwanaście, kto się zbliży smok go połknie albo strąci na przepaście.
O królewnie słysząc śpiącej, nieraz biegli tu rycerze: może znajdzie się odważny, co smokowi ją zabierze. Ale każdy ginął w drodze, żaden nie wszedł na szczyt gó-