Ta strona została przepisana.
Zaskomlał puhacz rdzawy,
Kot czarny łysnął kłami,
Uskoczy Baśka z ławy
Jak sarna, szczuta psami.
Podwórzec taki blizki,
Toć łacno zbiedz się uda —
Aliści ją w uściski
Już porwał imć pan Duda!
Jęknęła, jak na męce,
Pobladła, gdyby chusta,
Odpycha Baśka ręce,
Odpycha sprośno usta.
Aż łez jej pęknie śluza,
Aż krzyknie z sił ostatka:
„Precz, wieprzu! Do zamtuza!
Precz! Precz! Ja nie gamratka”!
Drgnął dziad amorów chciwy
I pot mu zwilża lice:
Barbarki krzyk straszliwy
Obudził czarownicę!
Z ryhotem ożóg stary
Okropna jędza chwyta,
Sławetne grzmota bary,
Jak bestya, krwi nie syta.
Do ślepiów, dyablą sztuką,
Kur czarny Dudzie skacze,
Skrzydłami w łeb go tłuką
Krukowie i puhacze.
Kot smyrgnął — i pazury
W opasłą gębę wpija,