Strona:PL Or-Ot - Poezje.djvu/063

Ta strona została przepisana.
(Po chwili)

W klasztornej celi od dziecka zamknięta
Wzrosłam jak kwiatek, co się w cieniu skrywa,
Myśl mą modlitwa upajała święta
I dni płynęły... i byłam szczęśliwa...
Ale maj wonny... ale piosnki twoje...
Zbudziły serce, co spało w spowiciu...
I prysnął spokój... i marzę... i roję...
O innem szczęściu i o innem życiu...


Dworzanin (na stronie z pewnem wzruszeniem)


Stróż anioł skrzydłem dotąd ją otulał,
Świat jej nie splamił wśród murów klasztoru;
Żal mi dziewczyny...

(Po chwili)

Czyżbym się rozczulał?
E! cóż do kata! Ja? donżuan dworu?

(Po chwili)

A jednak...


Mniszka (w rozmarzeniu)


Gdybym mogła me wejrzenie
Ku słońcu uczuć obrócić złotemu,
Każda myśl moją, każde serca drżenie,
Każdy mój uśmiech święciłabym jemu.
Piosenką, snuta w marzeniu tęczowem,
Łzami, co z oczu w chwilach szczęścia biegą,
I każdem słodkiem mówiłabym słowem,
Że kocham jego... tylko, tylko jego,
A gdyby cierniem zasłała się droga,
Gdyby grom nieszczęść targał nas i palił,
Rzewną modlitwę słałabym do Boga,
By mnie pokarał, a jego ocalił.