W klasztornej celi od dziecka zamknięta
Wzrosłam jak kwiatek, co się w cieniu skrywa,
Myśl mą modlitwa upajała święta
I dni płynęły... i byłam szczęśliwa...
Ale maj wonny... ale piosnki twoje...
Zbudziły serce, co spało w spowiciu...
I prysnął spokój... i marzę... i roję...
O innem szczęściu i o innem życiu...
Stróż anioł skrzydłem dotąd ją otulał,
Świat jej nie splamił wśród murów klasztoru;
Żal mi dziewczyny...
Czyżbym się rozczulał?
E! cóż do kata! Ja? donżuan dworu?
A jednak...
Gdybym mogła me wejrzenie
Ku słońcu uczuć obrócić złotemu,
Każda myśl moją, każde serca drżenie,
Każdy mój uśmiech święciłabym jemu.
Piosenką, snuta w marzeniu tęczowem,
Łzami, co z oczu w chwilach szczęścia biegą,
I każdem słodkiem mówiłabym słowem,
Że kocham jego... tylko, tylko jego,
A gdyby cierniem zasłała się droga,
Gdyby grom nieszczęść targał nas i palił,
Rzewną modlitwę słałabym do Boga,
By mnie pokarał, a jego ocalił.