Krwią zaszłem okiem błyskając ponuro,
Spogląda cezar, jak tłum chrześcijan kona.
Rozżarte bestye miotają się wściekle,
Ryk z cichym jękiem splata się co chwila,
A cezar oczy nurza w owem piekle
I śmiech lubieżny wargi mu rozchyla;
A z czoła chrześcijan taka jasność świeci,
Jakby szli właśnie nie k’śmierci, lecz k’życiu,
Starce i męże, niewiasty i dzieci
Już toną duchem w Zbawienia przedświciu.
Krzepsze ich piersi, niźli blachy zbroi,
Wiedzie ich w niebo droga krwią zbroczona —
Bo przed ich okiem Krzyż Chrystusów stoi
I opiekuńcze wyciąga ramiona.
O, pójdźcie do mnie, wy, którzy cierpicie,
O, pójdźcie do mnie smutni i stroskani,
Ja wiekuiste otworzę wam życie
I czystych z ziemskiej wywiodę otchłani.
Choć ból za bólem waszą pierś przewierci,
Choć sroga żałość dogoni was wszędzie,
Kto ze mną żyje — wolen jest od śmierci,
Kto ze mną żyje — ten żyw w śmierci będzie.
Za nic męczeństwa nieprzebrane zdroje,
Za nic trująca udręczenia czara,
Wy jeno patrzcie w krwawe serce moje
I mówcie w sobie: Miłość i ofiara!