Wtem czart się zjawił w tym naszym raju
(To było w kwietnym, słonecznym maju,
Gdy świat miłością oddycha).
Słówkom szeptanym podle, zdradziecko,
Jam uwierzyła, niewinne dziecko,
Dziewczyna skromna i cicha.
Mówił, że kocha duszą swą całą,
Że mu raz pierwszy serce zadrżało,
Żem mu jedyna, wyśniona,
Aż upojona, rozmiłowana,
Całem istnieniem jemu oddana,
Upadłam w jego ramiona.
Och, te wspomnienia! Jak one palą!
Jaką ognistą rozpaczy falą
Pierś zalewają, źrą serce!
Dziś pragnę śmierci smętna i biedna,
Ach, pragnę! pragnę! bo ona jedna
Stłumi te dni mych morderce!
Krótko trwał złoty sen mój na kwiatach...
Jak więdnie lilia w zorzy szkarłatach,
Spalona słońca pożarem,
Tak zwiędła miłość, jeśli w nim była,
Jużem go widać sobą znudziła
I zerwać z cackiem chciał starem.
I zerwał wreszcie! — a jam szalała,
Jam własne ciało zębami rwała
Z bólu, ze wstydu, z rozpaczy!
I przyszło na świat dziecko nieżywe!
Ach, że nieżywe, trzykroć szczęśliwe.
(Słowa te — Bóg mi przebaczy!)
Strona:PL Or-Ot - Poezje.djvu/076
Ta strona została przepisana.