Między grobami cichy chodzę
W jesieny[1] ranek, słońcem złoty,
Kładą się liście na mej drodze,
Jak rozpaczliwy kwiat martwoty,
Wiatr je przelotny z drzewin strąca,
I leci w słońcu ćma ich mdżąca.
Jeszcze się niebo w łzach uśmiecha,
Rozbłękitnione na pogodę:
Jeszcze wiosenne płyną echa,
Jeszcze i serce zda się młode —
Lecz nad tem wszystkiem w czarnej zbroi
Nieubłagana śmierć już stoi.
Między grobami chodzę cichy,
Wspominający dni minione
I widzę świetnych róż kielichy,
I czar majowy duszą chłonę,
Z mogił on nawet wiał na wiosnę,
A dziś? O wspomnień łzy żałosne!
Mówi ten do mnie stary cmentarz
I grób niejeden do mnie gada,
I zda się słyszę: „Czy pamiętasz?”
W szeptaniu liścia, co z drzew spada,
I u mogiły stoję znanej,
Jak posąg smutku zadumany.
I myślę: Serce, które w życiu
Na męki idzie coraz nowe,
I gubi marzeń kwiat w rozbiciu,
A z nim zaziemską swą połowę,
- ↑ Błąd w druku; powinno być – jesienny.