Czyliż pielgrzymkę odbędziemy całą
W gorzkiej tęsknocie za kometą złotą?
Nigdyż cztowieoz.e, nie wyrzeknie plemię:
„Oto mam wszystko, wedle pożądania!”
Nigdyż nie przyjdzie czas plonów zbierania
Czas żniwa duchów, idących przez ziemię?
Idzie, jak blade widmo senne
W koronie cierni krwią zbryzganej,
A z jego twarzy zadumanej
Leją się ciche łzy promienne,
I każda z łez tych w głąb mej duszy
Wielką a smętną gwiazdą prószy,
I oto dusza uskrzydlona
Za tem wołaniem rwie się z łona:
Pójdźmy za nim...
Idzie na mękę... idzie... ginie...
Z mych zapatrzonych oczu znika,
A pod stopami męczennika
Czuję: drży ziemia w tej godzinie.
Jakiś ogromny głos z za świata
Do umęczonych serc przy lata,
I słyszę w piersiach jego tchnienia:
Na łzy — tęsknoty — na cierpienia
Pójdźmy za nim...
A ty, co sercem wstrząsać możesz,
Ty, który duchy rwiesz do nieba,