Strona:PL Orkan - Czantorja.pdf/11

Ta strona została przepisana.

rybach skrzydlatych, od których prześmigów gęstych słońce się w górze ciemniło, a mogących żyć równie łatwo tak na powietrzu jak na wodzie; — to o przetrwałym dłużej draku latającym, który wzburzał powietrze w swym locie, sprowadzając gwałtowne ulichy, a kiedy ponad las sunął, to taki wicher się robił, że parusetletnie drzewa gięło jak źdźbła i wykrocało z korzeniem, a szałasy z grubych płazów rozwalało jak styrmę z patyków. Różne potwory i dziwy ongiś tu bywały.
Niechaj to baśnie z podań odtwarzają.
My mówimy o czasie już pamięci ludzkiej, — ale kiedy jeszcze ród mnogi nie zalał roztok otwartych, kiedy jeszcze góry te pokrywał do cna bujny kożuch lasów, kiedy z chmurnej Baraniej staczały się ciemne zbocza jedli, ze Stożka spadały czernią zwarte regimenty smreków, z Bukowej aż do stóp ku Wiśle spływały szumne, rozłożyste buki, a z Równicy po spadach-terasach znosiły się falą kopuł ściśnionych jawory.
Nowsze już, opatrzone aż nadto oczom ludzkim drzewa, jako i znana od wieków zwierzyna (jako to: niedźwiedź, wilki, jelenie, lisy i t. d.) poza niezmierzoną podścielą rozmaitych floraczyn i traw zamieszkiwały ten obszar gorzecki.
Z dawnego, zmierzchłego czasu pozostały jeszcze leśne duchy, utopce, bandurki, jeleń o świetlanych rogach, no i złotogłowiec, strzegący skarbów pod Baranią. Z temi zjawami ludzie mieli jeszcze w pewnych momentach mrocznych różne dziwne wypadki i sprawy.
Lasy, jako się rzekło, różnodrzewne zalewały zbocza górskie i roztoczne wgłęby. Choć już kożuch ten