Różańcowej, która łaski swe zlewa na wszystkie gminy parafji.
— Zrobi się podług życzenia.
Mówił tonem, z którego snadnie widać było, że mu to nie cudne.
— A jakże z ołtarzami...
— Ołtarze: bordo, miejscami pozłótka. Gustownie.
— Czy pozłótka nie za droga? — zawahał się ksiądz.
— Da się cienko. Imitacja.
— A tak, to co inszego...
I na tem się konferencja zamknęła.
Przez dni następne i dalsze stuk miły uszom rozchodził się po kościele: ustawiano kobylice i rusztowania.
Wieść o tem poszła szybko po wszystkich gminach parafji. Podniecenie, udzielane z ust do ust, zataczało coraz szersze kręgi. Ciekawość rosła. Niejedni z osiedli dalszych stwarzali sobie umyślny interes do Niedźwiady, aby wstąpić pod dzwonnicę i zobaczyć naocznie, co się to tu robi, jak się to ten kościół maluje. — Zdziwieni byli, niektórzy rozczarowani, że spotykają tylko rusztowania i nic pozatem.
A rusztowania rosły wgórę.
Wielom się to nie widziało.
— Poco to tyle przysady, jak w jakiej fabryce? — mówili. — Przywiązałby se szczotkę na kiju
Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/117
Ta strona została przepisana.