czy to był przymus szkolny, czy nakaz usunięcia nawozu z przed domów, widziała rzeczona gmina tylko „ciężary“, „pańszczyznę“ i chytry zamach na chłopską swobodę. Z godną podziwu upartością broniła się tym „zakusom władz“.
Gdy z komitetu kościelnego przyszło do gminy Jasionowa oznaczenie, że tak a tak, tyle a tyle ma dać płótna, mleka — wójt, solidaryzujący się w takich razach z gminą, zwołał niezwłocznie w tej sprawie posiedzenie rady.
Skoro wyłuszczył zebranym, o co chodzi, w izbie obradnej zawrzało.
— Co? płótna? mleka?! Coż sie temu malarzowi i księdzu razem przyśniło? Mlekiem będą malować kościół?
— Tyle cebrów!
— Kąpać sie chyba chcą w tem mleku.
— Dobrze, że jeszcze śmietanki nie każą dawać.
— A na coż zaś to płótno?
— Malarzowi na gacie — szydzono.
— Coż mu po tylu wałkach?
— Malarz filut, księdza cygani, podszeptuje mu, co mu się jeno zabaży, a ksiądz wierzy okpisiowi.
— Hej. Mleko odstawi żydom, płótno przeda, a ty narodzie złóż.
— To jeszcze mało tych składek? Dziesięć kościołów by już pomalował za to!
— Hej. A tu ani kreski dotąd.
Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/120
Ta strona została przepisana.