mogłoby pozostać. — W takim kościele jakoś śmielej się grzeszne serca czuły. Bóg zdawał się tu nie taki groźny, wyniosły — pośród nieheblowanych desek, prostych belek, trudno Mu było utrzymać Swój majestat. — A nawet niektórym przychodziło do głowy, że tu ksiądz jeno markuje prawdziwą mszę, że tu Pan Bóg nie schodzi, że opuścił na tymczasem kościół, nim się malowanie skończy.
— Gdzieżby taka Osoba najwyższa wśród tych rusztowań się tłukła. Tu-byś mógł śmiało kogotego pięścią w łeb łupnąć, jak w szopie, albo na boisku. Lęku żadnego nie widać.
Zaś drugim wydawało się, że właściwe niebieskie sprawy tam się dzieją — ponad rusztowaniem, przy malarzach; tam fruwają anioły, odbiorce modłów ludzkich; tam są święte Osoby — i czekali z utęsknieniem serc pobożnych, kiedy te rusztowania spadną, iżby się mogli znaleźć w obliczu jasności Boskiej.
Nareszcie doczekali się, że się malowanie ukończyło. Postanowiono odsłonić malowidła na święto Matki Boskiej Różańcowej.
Na trzy dni przed tem świętem zamknięto dla ludu kościół — msza się nie odprawiała — pracowali tylko cieśle i ich pomocnicy: zrzucano i usuwano rusztowania.
Lud czekał w najwyższem napięciu ciekawości na odsłonięcie...
Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/124
Ta strona została przepisana.