Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

krystji i spogląda dumnie po kościele. — Ma z czego być dumnym. Gdyby nie on, kościelny — księżaby zaspali, organista graćby nie umiał, ministranci służyć, ludzie śpiewać — nicby nie było z nabożeństwa. Czyż nie jest więc filarem obrządku?
Nie na tem jednak kończy się jego urzędowanie dnia tego. — Gdy ksiądz idzie na obiad, kościelny wychodzi przed kościół i z głową odkrytą (tem się w tłumie wyróżnia) wdaje się w pogwarkę z ludźmi. Z powagą objaśnia, jak się to po świecie dzieje, jaki świat zepsuty, jakie to tam bezbożniki przeciw Kościołowi powstają. Mówi o tem, jak to jacyś wynaleźli jakiś postęp, aby ludzi od wiary odwodzić; jak to pycha ludzi zaślepiła, że do chmur z armat strzelają — i jak to Ojciec święty cierpi, widzący te bezprawia. A tak mówiąc, potrójnie zbożny spełnia uczynek. Bo objaśnia kazanie, podwyższa swój kościół jako przeciwieństwo „świata“ i utwierdza kościelne myślenie.
Urzęduje jeszcze na nieszporach, niejako na epilogu — poczem jest już wolny. Daje się wtedy zaprosić na wino do Kółka, albo też idzie do domu. — A i poza kościołem nie zatraca powagi urzędu swego. Tak, że nawet żona jego, choć tyle lat z nim żyje, nie może się doń ośmielić zupełnie; zawdy kościelny...
I w Rzymie, gdy był z pielgrzymką, nie zapo-