Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/143

Ta strona została przepisana.

Owszem nagabywał go często, nawodząc mu na oczy chwile przeżyte w hulankach, jako coś niezastąpionego, to przedstawiając inne, ułudniejsze, które mógłby przeżyć jeszcze, gdyby sam zechciał. A tak się w tych podstępach zdrajca zaczaił, że trudno go było nieraz przeznać. Wielokrotnie bowiem i niewinnych stworzeń boskich używał do swych sztuczek. — Raz naprzykład zdołał śpiew słowika, który w pobliskim krzewie nucił, tak do ułudy przemienić, że klęczącemu w celi Martynjanowi wydał się ów śpiew tkliwem wołaniem niewieściem, które ku rozkoszy wzywa. Co słysząc, święty pustelnik, znajom już sztuczek djabelskich, wychodzi za próg, porywa kamień ze ziemi i całym rozmachem ciska w krzew zdradziecki —: a tak wnet ucichło wszystko, i słowik przestał nucić.
I nie dał się Martynjan zwieść djabłu. Stal się tylko odtąd jeszcze ostrożniejszym i podejrzliwszym wobec stworzenia leśnego, którego szatan, mający władzę przemiany, może snadnie za pozór używać w swoich zdradliwych podejściach.
Miał on zaś na jego napaści wrogie broń niezawodną w modlitwie. Dnie i noce spędzał na umartwianiu ciała i umacnianiu duszy, a w ranki pogodne, gdy go słońce budziło na polu pokutnem, zrywał się, biegł na skałę wyniosłą, opodal chatki stojącą, i wraz z ptactwem rozdzwonionem nucił psalm: