Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/151

Ta strona została przepisana.

wszak dobrze wiemy o tem, niekoniecznie jest dowodem szorstkości jego wnętrznej; gdy przeciwnie...
— Zdrowie Martynjana! — przerwał gromko z końca stołu ujeżdżacz koni. Był już pijany.
Wtedy to Zoe, która podczas tej rozprawy milczała, jakby rozgniewana, poderwała się nagle z łoża i z naprawy widocznej szatana poczęła mówić urągliwie:
— Co to sławić takiego, który nie mogąc w cielesnych pożądliwościach między ludźmi wytrwać, uciekł w las i tam się jako ten dzik-odludziec chowa; a tak, nigdy urodziwej i gładkiej niewiasty nie widząc, łatwo może wstrzemięźliwością się szczycić. Niechby jeno mnie ujrzał i ze mną pogadał, prędkoby się serce jego jak wosk nad świecą rozpuściło. Toż jeśliby się wtedy oparł, dopierobym sławiła jego stateczność wytrwałą; gdyby się, blisko ognia siedząc, nie poparzył. Ujrzycie, że ja się doń pokuszę, aby wam dać dowód kruchości tego naczynia, o którem to tak przenośnie prawił wysławiacz cnót jego.
— Naprawdę chciałabyś... — pojrzał z niepokojem Tyburcjusz, który znał fantazje pięknej wdowy.
— Właśnie twoim wywodom naprzekór! — zaśmiała się wyzywająco.
— Nie uda ci się...
— Zobaczymy.