Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/155

Ta strona została przepisana.

Szatan widać niepostrzeżenie wśliznął się był za nim do komórki i uwodził zdradziecko jego zmysły.
Zrozpaczony pustelnik bił czołem o krawędź łoża i do krwi wbijał paznokcie w swe ciało, aby się do gorliwości pobożnej przymusić — lecz nic to nie pomagało. Gdy się mu widziało, że już wszedł na ścieżkę dobrą i jął skwapliwie postępować za zbawiennemi słowami modlitwy, przerywał mu nagle szept kuszący:
— Tam niewiasta śpi...
— Idź precz! — odganiał z oburzeniem kusiciela. — Pan jest pomocą moją. Nie złamiesz mię.
I nanowo poczynał trud daremnego zniewalania myśli do pobożnego skupienia. Odmawiał „akty strzeliste“, które święci pustelnicy zalecali jako jedyną broń skuteczną wobec bliskości wroga.
A gdy i te nie zdołały serca jego, statecznie w oziębłości ostającego, rozżarzyć, jął nawodzić słowa modlitw, jakie tylko pamięć jego znała, w ufaniu, że wytrwałość jego zniewoli wreszcie łaskę Bożą do przyjścia mu z pomocą.
Szatan ziewał ukradkiem i pozierając nań z pobłażliwością niejako, czekał cierpliwie sposobności.
Skoro widział, że święty już się zadosyć utrudził i że znużenie jego jest jakby uchyloną dla