nem, pasąc z nią woły, przyniewolił sobie, a potem jej odniepadł dla Haźbiety.
Widząc, że go poznała zdaleka po głosie, i że jemu tak śpiewa — odrzucił z pyszna swawolnie:
— Hej, dawniej tom cie widział
Bez dziesiątą ścianę —
Dzisiaj cie nie widzę,
Choć przy tobie stanę.
Na to przywiało ze Spalonego:
— Ej, pamiętaj se, Jasiu,
Stanies na sąd boski —
Bedzie on ci, bedzie,
Mój wianecek gorzki...
Już nie odpowiedział. Natomiast wartko zawrócił woły i przesłonił się od tej strony zachyleniem leśnem. Gnał jakiś czas w milczeniu — a skoro widział, że się już dość od Spalonego oddalił — począł sobie przygwizdywać dla śmiałości serca i potuchy. Już też zbliżał się ku roztoce... Tu doleciał go — już z niedaleka — szukający go głos Haźbiety:
— Moje pociesenie
Na który jest stronie?
Cy na ty, co i ja,
Cy sie ze mną mija?...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |