Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/79

Ta strona została przepisana.

góry, Wojtuś wyraźnie zauważył, że ma kształt czarnej, prostopadłej ściany... równej i przeogromnej, od wschodu do zachodu... I cicho sunie, jak noc.
Strach go objął. Popatrzał po wsi — i widział, że wszystko, co żywe, równie się strwożyło. Ludzie, pracujący zdala od osiedli, bieżeli wartko ku swoim chałupom, pasterze zajmowali bydło z pastwisk i z pośpiechem gnali ulicami... Podobnie jak przed burzą. Wszyscy widzieli zbliżającą się czarną noc, ale że byli na dole, w kotlinie, nie mogli widzieć tak wyraźnie, jak on.
Pomyślał w strachu, czy nie zająć wołów i nie pognać do chałupy. Ale wnet pomiarkował, że zapóźno. Spotkałoby go na drodze — to już niech raczej tu go spotka, co ma spotkać. Tu chociaż krzaki są... Obejrzał się za schronieniem. Nic przecie nie wiedział, przed czem ma się chronić i jak... Co za tą ścianą, czy deszcz, czy...
— Cożby inszego być mogło? — pocieszał się. Ale strach mu podszeptywał przypuszczenia najgorsze.
Oczyma strwożonemi śledził ruch sunącej ściany — i lęk w sercu jego wstawał... Nie wierzył, żeby tak chmura szła... To idzie coś okropnego...
— Czy może to... koniec świata? — pomyślał z dygotem serca.
A ścianą sunąca noc zatapiała już dziedziny w dole. Na co zaszła — traciło się doszczętnie.