Najbardziej uroczą miejscowością na polskiem pobrzeżu jest, pół mili od Sopotu odległe, Orłowo. W cichej zatoczce, w załomach wzgórza lesistego kilkanaście rozrzuconych will i schludnych domów rybackich, hotel z restauracją ogródkową i duży dom kąpielowy z tarasem, otwartym na morze.
Cichy ten kąt ma nad rozgłośnym Sopotem tą wyższość, iż jest w otoczy pięknej, nie upiększonej natury. Posiada też wcale dobrą, pełnią swobody dającą, plażę, która się ciągnie zakolem popod wysokiem, lesistem wybrzeżem, aż ku wylotom Sopotu.
Widok z Orłowa cudowny. Jak wizja zatopionego miasta z bajki, wyjawia się na wschodzie wieżycami Gdańsk — rano niebieski, pod zachód różowy — a gdy zapada noc, zapala się pochód świateł na całem wschodniem zakolu — mruga latarnia w nowym porcie i wybłyskuje samotna, jak gwiazda Polarna, latarnia morska na Helu.
Tuż od Orłowa na zachód wije się, łamie, wspina, wysoko nad roztocz morską wyniesiony, urwisty, romantyczny brzeg — i ciągnie się na milę blisko, aż do Gdyni.