Fiakrowanie przeszło w ręce powojennej młodzi, najczęściej służących, „celadników“ (taki chce na gościu i gaździe zarobić; stąd opinja powtarzana o „zdzierstwie“ górali).
W następstwie dopływu w reklamowaną „stolicę letnią“ coraz większej liczby gości, rozwinął się też niepomiernie „przemysł“ pensjonatowy. Ów przemysł — tu na miejscu po swojsku całkiem pojmowany — ma ten pociągający, osobliwy urok, że nie wymaga żadnej szkoły, żadnego fachowego przygotowania. Ma naprzykład samotna kobieta jakiś kapitalik, zostanie jakiejś ziemiance coś grosza z zaprzepaszczonej fortuny, uciuła sobie coś tam z trudem przy ociemniałym panu jakiś lokaj — co z tem zrobić? — juścić otworzyć pensjonat. Rozumie się, że nieświadomość, niedołęstwo straciły przytem resztę grosza, zyskując na nic przydatne doświadczenie — spryt jakoś tam z tej kąpieli wybrnął.
Wraz z napływem gości przywędrowały tu, jak ciury za obozem, szukając łatwego zbogacenia się w tym raju zasłyszanym, różne indywidua, nie mające gdzie indziej „widoków“. Bogata gama „fachów“ — od masażu do architektury. Wnet też działalność ich dała się ocznie obaczyć. Powstały rozmaite Stiele, style, jakich świat nie widział — każda siemieniata kura pomysłów kołtuńskich zdążyła tu już swoje jajko znieść. Takiej zbieraniny ludzi (z jakichś Bezmyślenic), takiej kakofonji budynków, bud raczej, nie mówiąc już o innych ciskających się w oczy potwornościach, w żadnej parafji świata nie spotkasz.
Patrząc po latach na Zakopane zmienione, mówi Witkiewicz z goryczą: „Ani prof. Chałubiński, ani ks.
Strona:PL Orkan - Warta.djvu/47
Ta strona została przepisana.