rów, puszki z konserw, igły do prymusów, bogaty zbiór kluczów różnej wielkości, zbiór kopert adresowanych, olbrzymie sterty afiszów (na których można się uczyć poglądowo historji kultury), kawałki blach, przeróżne żelaziwo, obręcze z beczek (nawodzące myśl filozoficzną, iż rdza wszystko przeżera), taczki bez kół, wyszczerbione łopaty, kawałki desek, zbiór pudełek, lichtarze pogięte, kolekcja starych parasoli i kolekcja osobliwa: uszy od butów, kunsztownie na sznurek nanizane, stare wózki dziecinne, nogi od stołków, różne części lamp, flaszki próżne, brytwany przepalone, garnki dziurawe, słoiki, naczynia nocne nadtłuczone i t. d. i t. d. Nie zliczyćby wszystkiego.
Przez lata Kołtun to gromadził. Wszystko, co ludzie zwykli wyrzucać lub, wyjeżdżając, zostawiać za sobą, jest tu skrzętnie zebrane i posegregowane. Jak widzimy, w przeciwieństwie do martwych zbiorów muzeum omawianego przy Krupówkach, są w muzeum Kołtuna rzeczy żywe, mogące mieć każdego czasu i w każdej niemal dziedzinie ludzkich potrzeb zastosowanie. Jan Kołtun też nie marynuje tych rzeczy, lecz wymienia lub chętnym sprzedaje. Ceny przystępne. I transakcje się czynią. Potrzebuje np. ślusarz klucza, szewc uszów do obuwia — do muzeum Kołtuna! Tam wszystko jest, czego kto zapragnie.
I Kołtunowi onemu wcale dobrze się powodzi. Potrzeb ma mało. Wszystko też sam sobie stwarza. Sam sobie zrobi obuwie, t. j. uplecie na nogach postoły, które się nie zdejmą, aż się zedrą. Sypia w muzeum swojem — latem, zimą — wysoko na pryczy przy swych zbiorach. Nie jest sam. Bo oto chowa sobie myszkę,
Strona:PL Orkan - Warta.djvu/76
Ta strona została przepisana.