prowadziciela widziano. A nawet kto wie, czy nie z powodu właśnie Witkiewicza, jego sokratyzmu, myśl ta powstała.
Lecz Witkiewicz do akademji, ni do żadnych wspólnych obrad się nie nadawał. Strzegł się wszelkich komitetów. Lubił chodzić luzem. Był indywidualistą bezkompromisowym, mimo tak wysoce rozwiniętego i uszlachetnionego w sobie społecznego instynktu. Łączył to razem cudownie.
Obserwatorem był nadzwyczajnym. Patrzał na rzeczy wybystrzonemi oczyma malarza i psychologa-odkrywcy. Człowiek był dlań nietylko przedmiotem artystycznym, lecz i wartością wyznaczalną. Niesłychane też wyniki zdobył jako sprawdzacz. Miał np. przyjaciela Kościelnego. Prowadzi doń Malczewskiego Jacka, ciekaw, co o nim Kościelny powie. Albo: zaprosił do siebie na jedną godzinę hr. Pinińskiego, namiestnika Galicji, i ś. p. Kazimierza Mokłowskiego, socjalistę. Jako też będą ze sobą gwarzyli. Wiedział, że odnajdą łatwo wspólną platformę — sztukę.
Tak siedząc w Zakopanem, w Ślimakowej izbie na Krupkówkach, jak pająk z bajki pod strzechą — gdy przesuwała się przed nim cała niemal Polska, szli doń jak do proroka ludzie — sprawdzał, obserwował, przezierał z pod swej strzechy całą gamę dusz i charakterów. Uczył siebie i drugich — z księgi, dla niewielu jeno dusz prostych otwartej.
Witkiewicz jako wychowawca nie jest dość — a może wcale nawet nie — oceniony. Zwrócę tu uwagę choćby na te przemądre ustępy o hodowli ras i ludzi (w drugiem wydaniu „Na przełęczy“) i na studjum
Strona:PL Orkan - Warta.djvu/97
Ta strona została przepisana.