eterycznej napełniała i przeświecała las, poczęła mącić się i gęstnieć. Linie zacierały się, kolory gasły, kształty, wzajem na siebie następując, przechodziły w stan tych widzeń fantastycznych, które szeregiem metamorfoz przeciągają po tle usypiających powiek. Natomiast w tem, co dla wzroku stawało się już tylko chaosem i fantasmagoryą, o inne zmysły uderzyły dwa napowietrzne chóry: woni i dźwięków. Miody i smoły zapachniały, na spotkanie ich od mrówczych wzgórzy wypłynął ostry ocet, z żubrowych siedlisk powiały ckliwe piżma, zmieszane z goryczą dzikich gorczyc i ajerów, aż ziemia wionęła dymnym zapachem torfowisk, smakiem grzybnym i razowym, wilgocią gliny, pyłem piasków, próchen i może tych żwirów, które na głębokich spodach pozostawiło przed wiekami uciekające stąd morze. A w przepotężnem odetchnieniu ziemi ozwał się chórał dźwięków z początkiem nieznanym i końcem przepadającym w otchłaniach oddaleń. Niewiedzieć gdzie, niewiedzieć co mówiło, szemrało, pomykało, przelatywało... Jakieś poskrzypy i pomruki, trwożliwe szelesty, klekoty oddalone, turkoty głuche, mętne i wnet mdlejące wołania, westchnienia przewlekane przez echa, wszystko mgliste, szkicowane zaledwie, z przyczyną niewiadomą i konaniem towarzyszącem poczęciu...
Wtem, wyraźnie, jasno, przeciągle, popłynęły zapadającym w noc lasem srebrne brzmienia dzwonu.
Kto i gdzie dzwoni?
Czy w głębi Sarniego Skoku tak głośno rozszczekały się jelenie? Czy na Zamczysku zagrały ogary, których widma towarzyszą tam nocami widmowym myśliwstwom królewskim?
Nie: był to kościelny dzwon, lecz nie nad takim kościołem dzwoniący, który wznosi się na powierzchni ziemi. Rozbrzmiewał od Mogił, uroczyska, w którem pod ziemią i lasem, ze świątyniami, pałacami, ulicami swemi, całe, żywe, z żywą ludnością, stoi miasto, niegdyś w ziemię zapadłe. Pradawno to było; las niebosiężny nad niem wyrósł, lecz ono żyje i codzień o zmierzchu wysyła nad ziemię głos kościelnego dzwonu, aby oznajmiał ziemi, że żyje.
Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/017
Ta strona została skorygowana.