Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/068

Ta strona została skorygowana.

niewidzialna spójnia i most napowietrzny łączył dwa przeciwne bieguny.
Tak, dwa przeciwne bieguny! Bo my dwoje uosabiamy je daleko wielostronniej, niż świat Krasowiecki i świat Granowskich, świat zachowawczej symbiozy z ludem na gruzach ojcowizny i błyskotliwy świat użycia, który — nie wiem dlaczego — czynisz światem moim. Oba te światy, choć w powierzchownych szczegółach odrębne, są całą siecią życiowych momentów powiązane z sobą i leżą obok siebie po jednej stronie bytu; ja zaś usunąłem się w hemisferę bezcielesnej myśli, jakkolwiek otaczają mię zwykle jedwabne szelesty sukien i chociaż sam używam rękawiczek. Nie idzie za tem, abym wewzania twego do dalszej rozmowy nie przyjął radośnie? Przeciwnie, mimo dzielących nas rozbieżności, chętnie zacieśniam ogniwo naszej przyjaźni; czuję bowiem w tej przyjaźni, wraz z tchnieniem ciepła twoich leśnych ostępów, kroplę tej rosy ożywczej, której mi życie nie daje za wiele; i dalej jeszcze idąc, chętnie czyniłbym z tej przyjaźni stosunek coraz zażylszy i więcej braterski, gdyby istota do mnie podobna zdolną była wogóle stać się komukolwiek bratem. Więc chętnie i wdzięcznie otwieram serce przed braterskiem «ty», którego względem siebie używać mi pozwalasz.
Widzę na twarzy twej uśmiech szyderczy... «Otwieram serce..» Więc... serce! Tak; w godzinie szczerości — nie pojmuję skąd przybyłej — nasunął mi się ten wyraz nieznany w mowie Sfinksów, które serc nie znają, i nasunął mi się właśnie przy myśli o wielkim paragrafie istnienia, którem jest kochanie!
Słów napisanych nie przekreślam, i zbywając się wszelkiej dumnej oschłości, przyznam ci się w godzinie braterskiego zaufania, że na torach swego zawodu mam do walczenia z wadą, dziedziczną może i bezwinną, lecz znaczną, którą nieściśle i nieumiejętnie, raczej niejasno i po dyletancku określićbym mógł jednym wyrazem «serce».
Jeżeli chodzi tu rzeczywiście o wadę odziedziczoną, to otrzymałem ją chyba w spadku po matce. Jest to bez wątpie-