poprzedza uniesienia ciała i jest dla tych uniesień poezyą i odkupieniem?
Któż to jest ta młoda Polka, spotkana w Giessbach, której obraz tak trwale odbił sie na tle twej pamięci? Jak wygląda? Jakie jest jej imię? Gdzie znajduje się obecnie? Obraz, odbity w pamięci, musi być jeszcze bardzo kolorowym i wypukłym, skoro pod jego wpływem Sfinks, ze szczytu stu Oss i stu Pelionów spoglądający w nieskończoność materyi, zdobył się na pokorę wyznania, że posiada w sobie ten oddech ducha, którym jest serce! Opowiedz mi cokolwiek o młodej bohaterce eklogi w Giessbach.
Czy zbyt śmiałą popełnię metaforę, jeżeli powiem, że na gruntach dusz ludzkich miłość wyrasta w tylu różnych postaciach i odmianach, ile ich posiadają rośliny, wyrastające z różnych gruntów puszczy. Dziwią się ludzie, że miłość «jej i jego» nieraz, bardzo często, zapowiadając zrazu cud i raj, szybko przemienia się w gminność i piekło. Lecz któż spostrzega, że pary ludzkie miłość swoją pospolicie przez wrota życia przenoszą w sercach tak lekkich i pustych, jakby z nią razem wstępowały na salę z na wieki wylustrzoną posadzką, na wieki roznieconymi snopami świateł, z na wieki wesołym tańcem rozbrzmiałą muzyką — na salę, słowem, w której odbyć się ma wiekuisty ku ich uczczeniu i uraczeniu bankiet.
Serca, w których pary zakochane miłość swoją we wrota życia wnoszą, są pustyniami, nad któremi ptak żądzy sam jeden leci ku jedynemu słońcu rozkoszy. Cóż dziwnego, że gdy niezbędną koleją rzeczy ludzkich słońce to przygasa, ptak zapada w ciemność, albo na skrzydłach spragnionych ulatuje ku biesiadom innym, a w bankietowej sali nie pozostaje nic, krom odrobiny krwi wyciekłej z poranionych serc i skrzydeł, krom unoszących się w ciemnościach woni zwietrzałego wina, uwiędłych pomarańcz i rozpylonego pieprzu?
Cóż? Chcąc nie chcąc, muszę znowu rysować te słupy, które na twojej mapie geograficznej oznaczają etap ludzkiego