pisko, młodą dębiną porosłe, z kopcem wysokim i długim pośrodku.
Tam, wśród cienkich dąbków, różanem światłem zachodu oblany, siwy Dobrzyński opowiada czasem, czyje to ręce wznosiły ten wał obozowy i kto snem wiecznym usypia pod kopcem, na którym błyszczą gwiazdy nieśmiertelników i powiewają z wysokich łodyg liliowe dzwonki. Gdy opowiada, oczy z głębokich zapadlin goreją mu czasem nakształt czarnych żużli, a gdy zmrok go tam znajdzie i nad okopisko przypłynie odgłos dzwonu, który rozlega się od podziemnego miasta, to wtedy zwiędłe usta starca razem z liśćmi młodych dębów, z przygasającemi gwiazdami nieśmiertelników i chwiejącymi się zwolna kielichami dzwonków, szepcą nad okopiskiem: «a światłość wiekuista niechaj im świeci, Panie, o! Panie!»
Przed kilku dniami, Avis mój zaniósł mię do jednej z najbliższych osad budniczych; na obejściu Dobrzyńskich, czystem, zielonem, bukiet brzóz mającem u wrót, otwierających się na szerokie błonie, półkolem lasu otoczone, siedziałam pod gruszą, która gałęzisty parasol rozpina tak szeroko, że zachodzące słońce nie dosięgało nawet rąbka mojej sukni i tylko u stóp moich rozkładało na murawie sieć ze złotych nici. Nie byłam samą i nie panowała cisza wkoło mnie. Przeciwnie; nad głową miałam wielki gwar ptactwa, a dokoła siebie szczebiot mnóstwa dzieci.
Było ich mnóstwo. Patrząc na nie, myślałam, że gdybyś mógł je widzieć... O, gdybys widział te kądziele lniane nad oczami, które pocałunki słońca okryły czerstwą śniadością, z pod czół tych świecący rój gwiazdek błękitnych lub piwnych, czerwone wargi rozedrgane śmiechem, gdy tymczasem w drobnych zębach, jak orzeszki u wiewióek, chrupały karmelki, a rączyny, jak gałązki przez wiatr miotane, wyciągały się ku błyszczącym krzyżykom i jaskrawym literom elementarzy; gdybyś widział, jak potem, między rozwartemi rąbkami koszulin, krzyżyki srebrną rosą rozsypały się po piersiach dziecięcych i jak ich połyski ścigały się o lepsze
Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/092
Ta strona została skorygowana.