chętnie, uczuwałem zupełną swoją samotność na świecie; teraz, gdy błysnęła mi możliwość innych rozmów, aniżeli te, które towarzystwo moje prowadzi w czasie table d’hôte’u i gdy za nietrwałość błysku tego wszystko ręczyć się zdaje, będzie mi się wydawać jeszcze puściej i jeszcze zimniej na świecie.
Gdybym należał do ubogich w duchu, wmieszanych pospołu z nektarnikami w różnofarbną strugę życia, mógłby z uczucia niezgłębionej samotności wyróść we mnie żal... żal, który w dalszem następstwie doprowadziłby prawdopodobnie do jakiegoś efektownego finale. O efektowne rozwiązanie nie trudno. Czyż może być dla wykolejonej Psychy coś bardziej nęcącego nad dźwignięte ku eterom, połyskujące lodowce, opalowe i błękitne, tak wyniosłe, a tak przepaściste — albo nad lecące im przez czoła białe grzmoty lawin, takie wspaniałe, a takie śmiertelne? Nęcić jeszcze mogą tę wykolejoną Psychę dwa wielkie rozlewy jezior bezdennych, ujętych w konchę sinych i ametystowych Alp: Psyche wychyla się z łodzi stojącej nieruchomo na środku topieli i śledzi, jak płynny kryształ — u wierzchu szklisty jak łza — przechodzi w coraz mroczniejszą, coraz głębszą melancholię utopionych seledynów, a potem mętnieje w ciemną zieleń słotnego wieczoru, a jeszcze głębiej przemienia się w czarną noc, pod którą zapadłe otchłanie gaszą zapewne myśli i uczucia wszelkie...
Wogóle, gdybym należał myślą, mową i uczuciem do wielkiego wspólnictwa ziemianów, byłbym najprawdopodobniej osobnikiem bardzo smutnym, bajronistycznym i do współżycia z ludźmi zgoła niezdatnym. Że jednakowoż jestem właśnie sobą, czemś, co pani Idalia nazywa do «reszty panów» wcale niepodobnem, więc, próżen wszelkiej egzaltacyi, ani wyszukuję szczelin przepaścistych w lodowcach, ani wypływam na najgłębszą wodę, a to, że mam wokoło siebie samych nektarników, jest mi tak doskonale obojętnem, że — jak się zdaje — niczem szczególnem tych ostatnich nie rażę,
Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/110
Ta strona została skorygowana.