na czuwaniu i rozmyślaniach o życiu, lecz nie jak zwykle o ogólnej życia zagadce, jeno o życiu mem własnem. Myślałem o tem, że jak dom, w którym tę noc spędzałem, stoi na ostrzu alpejskiego grzbietu, tak i ja stoję na zenitowej życia połowie; i myślałem o tej ścieżcie niebezpiecznej i stromej, po której się na ten szczyt dostałem, i o tej drodze, po której mam zejść w mrok dolin. Tak przeglądałem tę połowę, która już była, i tę, co ma dopiero nastąpić... a przez graniaste wycięcia okien oświecał mi pokój księżyc, stojący na wysokiem niebie, nad niezmierzonem morzem ciemnych, gęstych obłoków, srebrnych po wierzchu, które błamem zwartych kłębów rozwiodły się, jak daleko okiem sięgnąć, nad światem, i zasłoniły wszystko, prócz tego jednego górskiego czoła, co wypływało z powodzi chmur na księżyc.
W ciągu owej nocy sierpniowej, nawet w tych wysokościach dziwnie parnej i bezwietrznej, szkarłatne róże, kwitnące na drogach życia, straciły dla mnie resztę swej woni... Nazajutrz, stanąwszy przed śliczną Oreadą, która, wyniosła i świeża, z gwiazdką szarotki u piersi, miała na ustach uśmiech enigmatu, uścisnąłem jej rękę serdecznie i wnet zagubiłem się samopas w ustronnych załomach kamienistych, wolnych od napływu turystów.
Wtedy-to, podczas kilkugodzinnej tułaczki po odludnych skałach i rumoszach, zatęskniłem do zimnej samotności lodowców, kędybym mógł odprawiać nabożeństwo swoje...
Lecz są to rzeczy tak odległe, tak odludne, tak odmienne od modlitw twoich, tak nadludzko dumne i wyłączie Sfinksowe, że mówić ci o nich teraz przynajmniej nie będę. Powiem w zamian, że znasz słowa, które wpadają w głąb serca. Przysyłaj mi takie słowa. Dla wypoczynku ciała i umysłu trzeba mi ochłody niepokalanych śniegów, szklanych krynic, rosy — a tem wszystkiem są mi słowa twoje. Przedewszystkiem te, które, jak lotne płomyki, dobywają się czasem na zrównoważoną powierzchnię twej duszy, gdy spodem
Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/120
Ta strona została skorygowana.