Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

rowym aniołem, niech pani i w takim razie nie spodziewa się klejnotu, któryby mógł dorównać sercu matki. Bez wątpienia, jest miłość macierzyńska, jak wszelka inna, czystym egoizmem. Wszelako, oceniając życie, nie ze stanowiska rozwojowych konieczności, lecz ze stanowiska wrodzonych instynktów, trzeba egoizm matki uznać za kruszec stokroć szlachetniejszy, aniżeli kruszec innych serc...
W miarę, jak mówiłem do niej w ten sposób, w kryształowych jej źrenicach mnożyły się pytajniki, a głos mój cichł, miękł i wzbierał nieuzasadnioną żadnym zrozumiałym motywem słodyczą. Bo, mówiąc z nią o matce, i widząc, jak błogą ufnością napełnił ją sąd sprowadzonego lekarza, odczuwałem władzą wyobraźni obecność ciężkiej chmury zgryzoty, która, niedostrzeżona jeszcze przez nią, zatrzymała się nad tą jasną głową, aby pierwszą słoneczność wiosny zwarzyć tak rychło żałobą... Wyobrażałem sobie, jak na jej płowe włosy, oświecone teraz łagodnie powracającą pogodą nieba, padać będą promienie świec, zapalonych przy zwłokach matki, jak ze srebrnych oczu posypią się łzy perliste i jak pieszczotliwe wargi drżeć będą od trawiącego żalu... Patrzyłem w myślach na takie obrazy — na poły jako Sfinks, który zna przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, i widzi przed sobą słabe stworzonko, ufające życiu, na poły jako człowiek pragnący miłości, który chętnie dawałby pocałunki tym ślicznym ustom, i oczom, i włosom, a wie, że najtkliwszym wybuchem erotyzmu nie zastąpi tego, co pójdzie pod ziemię wraz tamtemi zwłokami.
Jej zmieszanie wzrastało razem z falą słów moich, słów dla ucha jej zapewne niezwykłych. Może pojmowała już wtedy, że nie ma do czynienia z pospolitym łowcą i wielbicielem kobiet, ale zrozumieć zapewne nie mogła, w jakim celu i dlaczego właśnie wówczas mówiłem jej takie rzeczy. Przytem, z całego jej zachowania się przebijała pewna troska i obawa, że znów schodzimy w temacie naszym na tory, jeżeli nie złe, to jednak niewyraźne, a przed tą, nie całkiem