Zawahała się... A potem skłoniwszy czoło bardzo nizko i rozplatając ręce, dokończyła głosem tak cichym, że ledwo słyszalnym:
— Ani mój barwinek...
Nie mogę sobie uprzytomnić dokładnie, co wówczas we mnie zaszło: — czyn mój nie był przygotowany żadnym zamiarem. Dość, że podczas, gdy różowe listki jej warg drżały jeszcze od wyszeptanych wyrazów, już byłem przy niej, już objąłem jej głowę ramieniem, przechyliłem twarzyczkę wstecz i na dziewicze jej usta kładłem pocałunek długi i gorący... Pieszczota moja trwała zaledwo chwilę, a jednak szereg wrażeń i myśli, które uświadamiałem sobie w ciągu tej krótkiej chwili, był nader zawikłany i długi. Naprzód więc przeraziło mnie gwałtowne wstrząśnienie, jakiemu pod dotknięciem mojem uległa.
Bo nie wykonała ani jednego ruchu obrony, tylko ręce jej rozsunęły się połowicznym gestem trwogi. Zresztą znieruchomiała i zmartwiała zupełnie. Czułem jedwabistą miękkość jej włosów i słodycz pocałunków, a jednocześnie, z obliczem przy obliczu, topiąc wzrok w jej oczach, widziałem, że błękit ich srebrny i przejrzysty zaszklił się i zmącił. I wargi jej wydawały się znieczulonemi i martwemi. Może i serce jej uderzać przestało na tę chwilę, gdy przylgnąłem do niej, i z bladą twarzą Akteona brałem z ust jej pierwszy i ostatni haracz miłości...
A pocałunki moje nie były, zaiste, namiętnym wybuchem kochanka. Kochanka!... Tak, było w nich i takiego uniesienia wiele. Włożyłem w nie z pewnością wszystką tkliwość, na jaką istota moja zdobyć się może. I pamiętam nawet, że, poczuwszy ją tak bezpośrednio przy sobie, twarzą przy twarzy, sercem przy sercu, odeprzeć musiałem powstający nagle rzut woli wyrzeczenia się dla pospolitego z nią szczęścia wszystkich mych wielkich lotów i cichego zostania na resztę życia przy tych ustach dziewczęcych i przy tych jedwabistych włosach... Jednakże nagła ta i silna fala zmysłowej tkliwości rozbiła się wnet o potęgę innych uczuć, silniejszych i więcej
Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/162
Ta strona została skorygowana.