Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

«Byłoby to kochanie, od którego się robi cieplej i jaśniej na świecie. Ale to sen...
«Z nią osiedliłbym się w krainie przestrzeni czystych i lśniących, jak koncha perłowa, jak ta gwiazda — perła, która uwięziła w sobie Danta i Beatryczę... Ale to sen!»
«Czy znasz rozskrzydlonego Cheruba wielkiej, czystej, głębokiej duszy kobiecej?... Ja widzę go... do stóp mu się garną, ot takie białe szaroty...»
Sen... Tęskny, daleki, błękitny, śpiewny sen!...

............
............

Nizko pochyliła głowę, kwiat alpejski upuściła na suknię i oczy pełne błyskawic ukryła w dłoniach...

............

Wtedy uczuła nad sobą cichy, świeży, srebrny śmiech. Piękna dziewczyna w blado-liliowej sukni stała nad nią, i śmiejąc się, osypywała ją deszczem geraniów płomiennych i skabioz, tak samo liliowych, jak ona. Płowe jej włosy, rozluźnione u czoła w gęstwinę blado-złotych promieni, usta z linią pieszczotliwą, oczy rozmigotane srebrem i błękitem, wszystkie jej rysy i wszystkie jej ruchy wydawały z siebie tę niezwalczoną i wiecznie odradzającą się wesołość, którą pogoda, lazury i kwiaty przepajać muszą dni wczesnej młodości. Z sercem bardzo młodem ciężko jest walczyć złym urzeczeniom życia, bo jakąkolwiek okryłyby je żałobą, jeden promyk słoneczny krzesze w niem iskrę nadziei, trochę woni różanej wystarcza, aby powrócić mu wizyę raju i wiarę w jego istnienie.
Upał słoneczny jutrzniową różanością zaprawił białość jej twarzy i gorącemi skrami zapalił błękit oczu.
Obok towarzyszki na murawie siadając, prędko mówić zaczęła:
— Och, jak daleko chodziłam! jakie tam są, wśród tych leszczyn, aleje długie, łuki ozdobne, rzeźbione, altany zaciszne! A jaka moc kwiatów — najrozmaitszych! Narwałam ich mnóstwo i oto je masz! Osypałam cię nimi, jak deszczem