Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/202

Ta strona została skorygowana.
XX.
Mürren.

Głos twój znalazł mnie w naujstronniejszych matecznikach gór, w których głąb się cofnąłem.
Przestałem się go spodziewać, a dziś po pierwszym okrzyku powitania nie umiem się już nim cieszyć. Może nawykły do gardzenia kwiatami ziemskiemi, przepoiłem się wyłącznie gorzkim hyzopem życia? Może owa kropla piołunu, dawana nam w kolebce na pierwszy życia sakrament, u mnie była wyjątkowo wielką. Dość, że nawet teraz, nawet teraz, kiedy znów mówić mogę do ciebie, oczy moje są czemś zgaszone i nie napełniają się weselem.
Jestem, oczywiście, niewdzięczny. Czegóż więcej wymagać mogłem? Przywiązałem się do rozmowy z tobą. Gdy mi było duszno i ckliwo, pożądałem jej jak rosy. I oto nie zapomniałeś o mnie. Bynajmniej nie zapomniałaś... Doszło mnie jak gdyby wyznanie, że cierpkie słowa moje, że myśli moje nie są dla ciebie gościem nienawistnym. Co więcej, dochodzi mnie jak gdyby przyznanie, że mogą być dźwiękiem, do całokształtu pieśni twojej zdatnym — potrzebnym. I dowiaduję się, że masz dla mnie jeszcze innych słów wiele... Szczególnie więzi mnie każdy mój wyraz własny, zrodzony z mej zimnej i jałowej duszy, ilekroć z dalekiej za lasy i rzeki podróży powraca do mnie, przez usta twoje, pełne nieba i poezyi. Każdy taki wyraz, powracający do mnie tak pieściwą drogą, witam chciwie i oglądam z uśmiechem zdziwienia, poznaję bowiem, że jest mój własny, a jednak gdy wzięła go w siebie twoja seraficzna Psyche, tak jakoś zbłękitniał, że mógłby prawie uchodzić za westchnienie... poety.
Ten los gońców moich i to błękitne echo, a zwłaszcza tych słów wiele przeznaczonych dla mnie, lecz w świat nie posłanych, mogłyby być przyczyną gorącej radości. Ale ja, widzisz, nie mogę ani na chwilę utracić z oczu owej wielkiej różnicy, która, jak ostrze ciężkiego żelaza, wrzyna się w rdzeń