Nikomu nie odstąpiłbym jej chętniej, aniżeli tobie. Wszak nikomu nie ofiarowałem tyle, co tobie. Hojną dłonią rzucałem ci pod stopy klejnoty, zebrane na mych drogach odludnych — daremnie! A jeżeli nie chciałaś, czy nie mogłaś, nadążyć za mną przez trzeźwe etapy rachunku, tem bardziej dziś nie dosłyszałabyś żadnej treści dla siebie w deklamacyach żywiołowej, mistycznej, nie wiedzy, ale wyższej od wiedzy czujności, czy harmonii, spływającej z elementów bytu, w słońce twórczego ducha. Tam poza mną, na ziemi niema, zaiste, tajemnic dość głębokich, ani symbolów dość ciemnych, którychby najprostsza dusza niewieścia nie zdołała odgadnąć sercem — jeżeli serce zadźwięczy. Lecz, aby stanąć tu przy mnie, trzeba wprzód zaprzeć się życia i wyrzec się szczęścia, jakiem jest istnienie. Więc trzeba także wyzwolić się z bólów miłości i płaczów — a czyż nie jest po ziemsku szczęśliwy ten, kto ma jeszcze za co cierpieć i płakać?
Czy wogóle z gościńców, kędy zawiane duchy same sobie starczą, przyniosę kiedy wieść taką, jak z Rothornu? Czy wogóle można wyjąć cośkolwiek z blasku obrażonej prawdy i zamknąć w łupinę naukowej ścisłości? Tu, gdzie się teraz znajduję, może nigdy nie przyjdzie za mną ludzka powszechność, i próżno-bym szukał dziś zrozumiałych wysłowień dla mojej obecnej wiedzy. Prawdy, które oglądam teraz jak krąg nowego horyzontu, i w które wierzyć muszę, bo czuję je nie tylko dokoła siebie, ale i w sobie, wydają się dla biednych wykładników ludzkiego rozumu zbyt wielkiemi, zbyt boskiemi. Ogarniam je poza naukową ścisłością i ogarniam je tylko dla siebie. Mózgi filozofów tkają w rzemieślniczym znoju bezpieczną kanwę systemów, aby mogły dopełznąć aż do ich mądrości ślimaki przeciętnych umysłów. I ja wlokłem za sobą dotychczas taki splot powrozów i dziwiło mię, że posuwam się naprzód tylko krok za krokiem! Dziś rzuciłem pęta śmiesznie ciasnych schematów i nie troszczę się już o ślimaka ludzkości. Co wiem i czuję obecnie, to już nie system, ale ocean światła, żadnym łańcuchem nie skuty z ziemią, bez drabin, dostępnych dla tłumu. Pocóż zresztą bezcześcić jego wielkość parodyą
Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/244
Ta strona została skorygowana.