Nad prostą podłogą, pod nizkim sufitem, wśród cisnącej się przez otwarte okna zieleni bzów i klonów, ujrzałam go przemienionego ręką potężnej rzeźbiarki w marmur biały, gładki, spokojny, majestatyczny. Wybielał, wygładziły się zmarszczki jego czoła, ukoiła się ust bolesność, powieki odmłodzone okryły zatroskanie źrenic — i rozwlókł się po nim majestat spokoju bez granic i końca. Dokoła rozlegały się łkania i westchnienia, a ze mną stało się coś dziwnego.
Uczułam wielką, bezosobistą, altruistyczną radość, że to poczciwe serce nigdy już cierpieć i ta skołatana głowa nigdy już frasować się nie będzie, że tak upiększony, ukojony, w szlachetny marmur zaklęty, wpłynął on już na bezkresny ocean spokoju. «Bo cóż jest życie, aby go żałować? Czy jest to Anioł dobry, który nas opuszcza w godzinie śmierci?» On wiedział i ja wiem dobrze, jakie groty Anioł życia miota na swych poddanych, jakie żagwie zniszczeń rzuca na ich gmachy. Więc dobrze być musi zrzucać z siebie szatę Dejaniry...
Lecz, gdy znalazłam się już w domu, zjął mię żal wielki, własny, nad pogłębioną o jedno to dobre serce samotnością swoją, nad zgęstniałą, przez zgaśnięcie teh jednej pary oczu przyjaznych, swoją ciemnością. Z jednej ciemności ptak ten wyleciał niegdyś, do drugiej teraz wleciał — i zniknął. Wszystko trwa chwilę i znika. Wszystko przepływa; wszyscy przemijamy. Cieniami jesteśmy, które płaczą po cieniach.
W pomrokę nocy patrząc, myślałam o tym tylko co przeminionym i w duchu wołałam: «Gdzieśkolwiek jest, jeźliś jest, lituj mej żałości!» Jeśliś jest? Czy jest? A jeżeli nie jest, po co był? O, któż mi to powie? Nikt. Własny duch mi to mówił, pokąd miał dar wiary. A teraz, na tem zapytaniu, jak na zachwianej osi, chwieją się nad przepaścią wszystkie gwiazdy.
Przedmiot ironii twojej, kratkowanie dni na zajęcia różne, już nie istnieje. Wszystko mi jedno. Zimno, pusto, nudno, martwo. Tak jestem smutną, że nawet smutną być nie mogę.
Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/259
Ta strona została skorygowana.