Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

rych wyrastają twoje świętości, to dlatego, żem szukał tych łańcuchów, które przykuwają cię do pustyni. Łańcuchy okazały się silniejszymi ode mnie, nie pękły, a jam spustoszył ci błękitny kościół duszy. Podkopałem w tobie tajemną moc wytrwania i zatrułem cię jadem analiz, a nie dałem sił nowych i nie włożyłem w rękę nowego oręża. Zaciążyłem nad tobą postrachem nocy okrutnej i nieskończonej, a nie umiałem wskazać żadnego świtu. I nie zdołałem dokonać jednej największej rzeczy: przywołać cię do siebie.
I oto zostaję sam jeden, opuszczony, jak nigdy, i jak nigdy rozdarty sam w sobie, bez broni i bez oparcia. Był moment, że mierząc siłę prawd moich z twojem królestwem spodziewałem się zwycięskiej nade mną przewagi twoich gwiazd. Teraz doleciał mnie łoskot zdruzgotanej strażnicy i jęk gwiazd konających. Oh, jakże mi się krwawią w sercu ostatnie słowa twoje, jak się krwawią!
To jedno wiedz, żem nieszczęśliwszy od ciebie. Kiedym zrozumiał, do czego się najskrytsza tajń duszy mej wyrywa i że to płonna tęsknota, podniosłem rozpaczliwy bunt przeciw samemu sobie, chciałem się otoczyć murami własnej warowni, chciałem zdeptać wszystko i stanąć na szczycie za cenę wszystkiego. I miałem przez chwilę złudzenie, żem już na szczycie, że zbudowałem kościół dla samego siebie, którego nic nie rozwali, że już jestem jak słońce i żem zgromadził w sobie dosyć promieni, by niemi przestrzelić wszelką wieczność i nieskończoność.
A teraz wiem, że budowałem kościół, który miał być wiecznie pustym.
Myślałem, żem stworzył świat, który cały wypełnię sobą: a teraz widzę, że chodziły tam tylko myśli me na gonitwy i podboje, ale duszy mojej nie było tam nigdy. I gdy myślałem, żem go już zasklepił potężnie ponad wszystkie niebiosa, dziś odnajduję się na jałowej mieliźnie, a ocean wieczności przepływa gdzieś nade mną, jak dawniej, z grzmotem wszechmocy — wysoko, wysoko i niedościgle.
Co się z tem wszystkiem stało, nie pytaj. Nie trafiłem