Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/266

Ta strona została skorygowana.



III.
W CIEMNOŚCI.

XXIX.

Zmierzch zapadał. Na wielkie, nizkie, ciche pokoje, na poważne kształty sprzętów staroświeckich, na spłowiałe złocenia ram u obrazów i na grupy zielonych roślin u okien, zapadał zmierzch. Za oknami, gdzieniegdzie, wznosiły się nieruchomo czarne kolumny modrzewi i wiatr wstrząsał szkarłatnymi wachlarzami sumaków, a u filarów ganku rozwiewał pręty uwiędłych powoi. Jesień, opuszczając na ziemię płaszcz ze szkarłatu i złota, stała pod niebem w szarości i mętnej bieli. W oddali, czarna smuga puszczy odrzynała niebo od ziemi i szedł stamtąd głuchy, tęskny szum.
W wielkich, nizkich, cichych pokojach, o zapadającym zmierzchu, Seweryna przechodziła od okna do okna i od sprzętu do sprzętu, a kroki i poruszenia jej miały chwiejność, wahania, porywania się i omdlewania, znamionujące niepokój. Była istotą, która nieznośnym niepokojem zdjęta, przechodzi z miejsca na miejsce i w żadnej myśli, w żadnym zamiarze, w żadnym pokoju, na żadnym sprzęcie spoczynku i ukojenia znaleźć nie może.
Tak stawała w progach szyb wysokich i z szyją, podaną naprzód, patrzała w głąb bezludnego pokoju, jak w pustkę przepaści, poczem, zniechęconym krokiem go przebywszy,