Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

pod klingą kilofu, jak pękające szkło. Zresztą i ona jest martwą. Skoro przecież świst wiatru złamie się i na chwilę umilknie, z pod grubych warstw śniegu i z bezdeni lodów dobywa się nieraz głos przytłumiony, szelest chrapliwy lub łkanie łzawych strumieni, dźwięczących o granit i przelewających się spodami. Jak gdyby ta ziemia pod ochronnym pancerzem kryształu nie leżała martwa, ale miała krew ciepłą, krążącą w żyłach ukrytych, albo jakby usnąwszy, wyśniła sobie oblicza głębokich tajemnic, poczem ocknęły się w niej łzy wewnętrzne na smutny widok tych twarzy.
Przed Rodowskim wyłania się nagle z pod lodu wielka pochyłość skalnego calca, ogromna płyta warstw młodszych, uławiconych jednostajnie. Na ich tle blado-płowem rzucają się w oczy rumieńce rdzawych odcieni. Zdaje się, że ten grunt, obnażony z całunów, płakał ongi krwawo pod ironią mrozu i słońca, i że to ów płacz przysechł mu do jagód śladem ohydnym.
Przez środek ciągnie się wązka ścieżka, smuga zwartego srebra. Jeszcze łzy!
Poniżej gubiła się ta figura płowa i krwawa, przecięta srebrną blizną w nieokreślonych wądołach, w sińcach lodu i czczości oparów.
Gdyby Rodowskiemu pojawił się teraz cherub rozskrzydlony świetliście i zapytał: dokąd idzie? odgarnąłby pewno z drogi swej szarfę promieni i szedłby naprzód, w głąb dzikiej krainy, gdzie grunt spoisty i twardy snuje od wieków sen śmierci i milczenia...

............

Minęła pierwsza godzina południa, gdy stanął na kryształowej przełęczy, wysterczającej jak resztka zatopionego okrętu ponad niezmierne rozłogi lodowców. Jest nakoniec w strefie gór najdumniejszej; sięga tak prawie wysoko, jak śnieżne kirysy i hełmy górskich herosów, trzymających wszystko pod sobą, a nad sobą mających już tylko firmament. Ten biały świat apokaliptyczny wyjęty jest z doczesnych dziejów ziemi, i na wyniosłości kilku tysięcy metrów